poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Moja przygoda z zalotką


Chciałam się z Wami podzielić moimi wrażeniami dotyczącymi używania zalotki. Zrobiłam sobie taki prezent jakiś czas temu i teraz jestem szczęśliwą posiadaczką tego cudownego urządzenia :)



Moja zalotka wygląda tak:






Kupiona w Naturze za ok 12 zł z dodatkową gumką.


Uwaga, teraz dla cierpliwych moja historia z zalotkowymi przygodami :P


Najpierw wzięłam ją w ręce i nie wiedziałam co z nią zrobić :D Przyjrzałam się jej uważnie i powoli zbliżałam do oka, co by się na mnie nagle nie rzuciła ze swoją paszczą. Rzęsy mi weszły w jej szczęki, ścisnęłam, potrzymałam chwilę, puściłam, a moim oczom ukazała się totalna porażka w postaci pogiętych rzęs :D przy pomocy odżywki do rzęs włoski po paru chwilach się z powrotem wyprostowały, więc tortur nastąpił ciąg dalszy. Tym razem spróbowałam przysunąć zalotkę jak  najbliżej miejsca, skąd rzęsy wyrastają. Już było lepiej, ale w zewnętrznym kąciku oka włoski nadal się powyginały. Za trzecim podejściem WŁOŻYŁAM wszystkie rzęsy tam gdzie trzeba (te ze środka powieki same się ładnie układają, ale z kącików trzeba je trochę pociągnąć żeby się wykręciły gdzie trzeba) i w końcu sukces! :D wszystkie rzęsy podkręcone tak, że sięgają nieba! Nie mogę się na nie napatrzeć :D trzymały się w takiej pozycji cały dzień :D zauważyłam, że po nałożenia tuszu włoski pod wieczór opadają pod jego ciężarem, ale efekt podkręcenia dalej się utrzymuje.

Jak używam zalotki to potrafię wyjść z domu bez użycia tuszu, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Rzęsy stają się podniesione, podkręcone i jakby gęstsze (ale to chyba przez to, że wszystkie ładnie widać). Ale jak chcę ten efekt wzmocnić to minimalna odrobina tuszu mi wystarczy, a bez zalotki czasem nawet 2 warstwy mnie nie zadowalały.

Kilka dziewczyn się uskarża na to, że rzęsy przez to wyginanie stają się słabsze i wypadają. Ja u siebie czegoś takiego nie zauważyłam, ale oczywiście nie używam zalotki codziennie, tylko ok. 3-4 razy w tygodniu.


Czy jestem zadowolona z tego urządzenia? Tak, tak i tak! Żałuję, że wcześniej nie mogłam się przemóc do jej kupna :)



A teraz efekty…

Przed:






Z zalotką, ale tylko ściśniecie rzęs i puszczenie:




A tutaj po dłuższym przytrzymaniu zalotki na rzęsach (ok. 3-4 sekund):







Może niedokładnie to widać na zdjęciach, ale różnica miedzy pierwszym a drugim użyciem zalotki jest duuuża. Do codziennego makijażu spokojnie pierwszy raz wystarczy, a dłuższe ściskanie rzęs daje efekt bardziej teatralny.



Na własnej skórze przekonałam się, że ćwiczenie czyni mistrza i poranne zalotkowanie to naprawdę kwestia max 1 minuty (zanim włożę te wszystkie rzęsy w szczęki :D), a na początku zajmowało mi to 5 minut co najmniej :D



Uff, gratuluję wszystkim, którzy przeczytali wszystkie moje wypociny :D





7 komentarzy:

  1. mimo wszystko boję się zalotek:) Pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo, jakoś boję się ich, że porywam sobie albo połamie rzęsy :P I w sumie jakoś super efektu nie dają..

      Usuń
  2. Efekt jest, ale ja jakoś jej nie potrzebuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja od pierwszego użycia w niej się zakochałam, nie opuszczam jej na krok w codziennym makijażu! ;) czyni cuda z rzęsami! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW- ale efekt :)
    Widoczny nawet na rzęsach nie pomalowanych tuszem. super;)

    ja osobiście nie używam, bo moje rzęsy się podkręcają przy malowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. oj ja już od wielu lat używam zalotki :)

    OdpowiedzUsuń