Chciałam
się z Wami podzielić moimi wrażeniami dotyczącymi używania zalotki. Zrobiłam
sobie taki prezent jakiś czas temu i teraz jestem szczęśliwą posiadaczką tego
cudownego urządzenia :)
Moja
zalotka wygląda tak:
Kupiona
w Naturze za ok 12 zł z dodatkową gumką.
Uwaga,
teraz dla cierpliwych moja historia z zalotkowymi przygodami :P
Najpierw
wzięłam ją w ręce i nie wiedziałam co z nią zrobić :D Przyjrzałam się jej
uważnie i powoli zbliżałam do oka, co by się na mnie nagle nie rzuciła ze swoją
paszczą. Rzęsy mi weszły w jej szczęki, ścisnęłam, potrzymałam chwilę,
puściłam, a moim oczom ukazała się totalna porażka w postaci pogiętych rzęs :D
przy pomocy odżywki do rzęs włoski po paru chwilach się z powrotem
wyprostowały, więc tortur nastąpił ciąg dalszy. Tym razem spróbowałam przysunąć
zalotkę jak najbliżej miejsca, skąd
rzęsy wyrastają. Już było lepiej, ale w zewnętrznym kąciku oka włoski nadal się
powyginały. Za trzecim podejściem WŁOŻYŁAM wszystkie rzęsy tam gdzie trzeba (te
ze środka powieki same się ładnie układają, ale z kącików trzeba je trochę
pociągnąć żeby się wykręciły gdzie trzeba) i w końcu sukces! :D wszystkie rzęsy
podkręcone tak, że sięgają nieba! Nie mogę się na nie napatrzeć :D trzymały się
w takiej pozycji cały dzień :D zauważyłam, że po nałożenia tuszu włoski pod
wieczór opadają pod jego ciężarem, ale efekt podkręcenia dalej się utrzymuje.
Jak
używam zalotki to potrafię wyjść z domu bez użycia tuszu, co kiedyś było dla
mnie nie do pomyślenia. Rzęsy stają się podniesione, podkręcone i jakby gęstsze
(ale to chyba przez to, że wszystkie ładnie widać). Ale jak chcę ten efekt
wzmocnić to minimalna odrobina tuszu mi wystarczy, a bez zalotki czasem nawet 2
warstwy mnie nie zadowalały.
Kilka
dziewczyn się uskarża na to, że rzęsy przez to wyginanie stają się słabsze i
wypadają. Ja u siebie czegoś takiego nie zauważyłam, ale oczywiście nie używam
zalotki codziennie, tylko ok. 3-4 razy w tygodniu.
Czy
jestem zadowolona z tego urządzenia? Tak, tak i tak! Żałuję, że wcześniej nie
mogłam się przemóc do jej kupna :)
A
teraz efekty…
Przed:
Z
zalotką, ale tylko ściśniecie rzęs i puszczenie:
A
tutaj po dłuższym przytrzymaniu zalotki na rzęsach (ok. 3-4 sekund):
Może
niedokładnie to widać na zdjęciach, ale różnica miedzy pierwszym a drugim
użyciem zalotki jest duuuża. Do codziennego makijażu spokojnie pierwszy raz
wystarczy, a dłuższe ściskanie rzęs daje efekt bardziej teatralny.
Na
własnej skórze przekonałam się, że ćwiczenie czyni mistrza i poranne
zalotkowanie to naprawdę kwestia max 1 minuty (zanim włożę te wszystkie rzęsy w
szczęki :D), a na początku zajmowało mi to 5 minut co najmniej :D
Uff,
gratuluję wszystkim, którzy przeczytali wszystkie moje wypociny :D
mimo wszystko boję się zalotek:) Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńMam tak samo, jakoś boję się ich, że porywam sobie albo połamie rzęsy :P I w sumie jakoś super efektu nie dają..
UsuńEfekt jest, ale ja jakoś jej nie potrzebuję. ;)
OdpowiedzUsuńJa od pierwszego użycia w niej się zakochałam, nie opuszczam jej na krok w codziennym makijażu! ;) czyni cuda z rzęsami! ;)
OdpowiedzUsuńWOW- ale efekt :)
OdpowiedzUsuńWidoczny nawet na rzęsach nie pomalowanych tuszem. super;)
ja osobiście nie używam, bo moje rzęsy się podkręcają przy malowaniu :)
oj ja już od wielu lat używam zalotki :)
OdpowiedzUsuńpowiem tyle- wow!
OdpowiedzUsuń