Dzisiaj
przedstawię Wam moje spostrzeżenia na temat maseczki na pryszcze od Avonu.
Dostałam
ją w drodze wymiany, bo akurat nie po drodze mi do dermatologa, a moje
pryszczaki wymagają dodatkowej „pomocy”, więc stwierdziłam, że co mi zależy…
Oto
jak się prezentowało moje oblicze 2 miesiące temu:
Teraz
trochę o maseczce:
Jest
typu peel off, czyli nakładamy, czekamy aż wyschnie i ściągamy jednym płatem.
Ok, konsystencja żelowa, kolor fioletowy, lecz po rozprowadzeniu na skórze
kolor znika. Wysycha szybko, do 4-5 min. Zdejmuje się ją bardzo łatwo, na
twarzy nic nie zostaje. No cóż, muszę powiedzieć, że maseczka ma okropny zapach.
Przypomina mi on Altacet na stłuczenia, czyli zalatuje octem. Osobiście mi się
nie podoba.
Tak
wygląda maseczka w użyciu:
Czy
pomogła mi w zredukowaniu ilości pryszczy? Nie.
Moja
facjata teraz (po 2 miesiącach używania):
Podsumowanie:
+
bardzo dobre zamknięcie na zatrzask
+
łatwa w obsłudze
+
dobra wydajność. Używałam jej tylko w okolicach pryszczy, nie na całej twarzy,
czyli mniej niż połowa powierzchni twarzy, a przez te 2 miesiące zużyłam ok.
połowy.
-
u mnie w ogóle nie zadziałała
-
zapach, jak ocet
hmm ja tam nie używałam nigdy tej serii clear skin, ale wiem że maseczka z planet spa jest dobra ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie zadziałała ;<
OdpowiedzUsuńRzeczywiście w ogóle nie widać różnicy..:(
OdpowiedzUsuńczemu nie chcesz to dermatologa? Sama chodzę regularnie bo nic innego nie daje rady, jak nie antybiotyki :) nie mówie koniecznie o lekach doustnych, ale tych zewnętrznych :) Takie drogeryjne produkty są najgorsze :( szkoda kaski
OdpowiedzUsuńMam z tej serii krem kryjący i też się do niczego nie nadaje ;/
OdpowiedzUsuń